Początki

 

Wszystko zaczęło się w bibliotece w Solcu Kujawskim. Ilona przyjechała do Solca kilka lat temu, nie znała tu nikogo, a potrzebowała kontaktu z ludźmi, wspólnych działań i realizowania swojej pasji, czyli rękodzieła. Ilona mówi o sobie, że jest gadułą – kiedy zaczęła pracę w bibliotece, wciąż zagadywała przychodzące tam kobiety, szukała takich, z którymi mogłaby współpracować i działać. W 2013 roku z ludźmi, którzy mają pomysły na wspólne działania w bibliotece, chciała zorganizować grupę Pomysłownia. Ostatecznie, z powodu nadmiaru obowiązków, Ilonie nie starczyło czasu i sił, by zrealizować projekt. Jednocześnie grupa kobiet chcących razem pracować i dzielić swoimi pasjami stopniowo się rozrastała.

Ilona wykorzystywała każdą sytuacje, by zachęcić kolejne. Poznała Bogusię, która chciała zająć się rękodziełem – jej specjalnością był scrapbooking. Miała dużo pomysłów i energii, niestety praca na drugą zmianę utrudniała jej uczestnictwo w warsztatach. Któregoś razu, kiedy wspólnie zastanawiały się, co ciekawego mogłyby wspólnie zrobić, przypadkowo trafiły na formularz zgłoszeniowy do Seniorów w akcji. Zgłosiły się, ale nie udało im się zakwalifikować. Pomimo tego pomysł w ich głowach cały czas kiełkował i rozrastał się. Dołączyła do nich Iwona, specjalizująca się w decupage‘u i renowacji mebli.

Kolejną kobietą, która miała wpływ na powstanie projektu była Ania, miłośniczka lotów balonem. Wspólnie z Iloną w 2015 roku postanowiły zgłosić projekt Międzypokoleniowego Klubu Podróżnika, również do programu Seniorzy w Akcji, zaprosiły do współpracy Elę, uczestniczkę zajęć Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Złożyły wniosek, jednak ich projekt został odrzucony.

 

Nowy pomysł

 

Szybko okazało się, że Ilonę i Elę łączy zamiłowanie do rękodzieła, wiedziały, że inne mieszkanki Solca Kujawskiego też mogą być tym zainteresowane. Uznały więc, że warto jeszcze raz wystartować do Seniorów w akcji i przygotować projekt właśnie związany z rękodziełem.

Nazwa „Koronki Googlowskie“ była połączeniem symboli dwóch pokoleń: koronki to seniorki, a Google to młodzież. Dziewczyny od początku czuły potrzebę międzypokoleniowej wymiany – wzajemnej nauki i inspiracji. Ela widziała w tych spotkaniach rownież możliwość aktywności dla osób, które nie chcą uczestniczyć w zajęciach UTW, a chciałyby robić coś wspólnie, w gronie kobiecym, dla kogoś. Wpadły na pomysł dziergania szydełkiem ośmiorniczek, specjalnych przytulanek dla wcześniaków.

Projekt przeszedł do etapu rozmów kwalifikacyjnych, na które dziewczyny pojechały do Warszawy. Ela wspomina, jak czekały przed salą, gdzie odbywały się spotkania z komisją. Wszyscy wchodzili na 15-20 minut, a kiedy przyszła ich kolej, rozmowa trwała bardzo krótko. Miały sto pomysłów, ale nie wiedziały, jak to wszystko poukładać. Komisja zadawała pytania, na które nie bardzo umiały odpowiedzieć. Nie potrafiłyśmy tego sprzedać, my z Iloną nadajemy na tych samych falach i mamy to wszystko w głowie. Panie z komisji nie były do końca przekonanewspomina Ela.

Ilonie, na podstawie wcześniejszych doświadczeniach w projektach, wydawało się, że we wniosku liczą się statystyki i liczby, bo to podnosi rangę projektu. Zaskoczyła ją zupełnie inna forma rekrutacji do SWA. Choć wróciły do Solca zrezygnowane i pewne porażki, udało się – projekt został zaakceptowany.

W czerwcu pojechały na pierwsze warsztaty do Warszawy. Znowu miały mętlik w głowie. Od jednego z prowadzących usłyszały, że rękodzieło z młodzieżą nie ma sensu, bo to ich nie zainteresuje. Warsztaty miały tak szybkie tempo, że dziewczyny czuły się zupełnie skołowane i nie bardzo już wiedziały, na czym polega ich pomysł. Były zrezygnowane i przestraszone wyzwaniem.

 

Projekt

 

Po powrocie poprosiły o wizytę Latającej Animatorki Kultury, żeby pomogła im uporządkować działania w spójną całość. Po przyjeździe Magdy Latuch wszystko zaczęło się układać. Magda pytała dziewczyny o potencjał Solca, jego problemy, o źródło pomysłu na projekt – pomogła im ubrać w słowa to, co miały w sercu. I wtedy zrobiło się wielkie bum. Jakby nam mózgi rozsadziło. Ja to do dzisiaj pamiętam. Kiedy szłam do dziewczyn po schodach, nagle wpadł mi pomysł na nazwę „Super Babki“ – opowiada Ilona.

Zaczęły od plakatu, na którym przedstawiły się jako superbohaterki. Rozwiesiły go w różnych miejscach. Akcja się udała, plakat zachęcił sporo osób, poza tym już od kilku lat tworzyła się grupa kobiet, które tylko czekały na start projektu. Frekwencja przerosła oczekiwania.

Pierwszym działaniem grupy były patchworki dla seniorów z domu opieki. Patchworków miało być osiem, każdy miał składać się z kilkudziesięciu kawałków. Szybko okazało się, że nie jest to łatwe zadanie. Dziewczyny potrzebowały wzajemnego wsparcia i motywacji. Zaczęły wrzucać na Facebooka zdjęcia, jak dziergają w różnych sytuacjach, dzięki czemu zjednoczyły się we wspólnej pracy i osiągnęły swój cel – gotowe patchworki przekazały seniorom na święta wielkanocne. Seniorzy byli wzruszeni, a dziewczyny poczuły się spełnione.

Wspólnie uczyły się różnych rzeczy: szydełkowały, robiły na drutach, szyły, były też: sesja fotograficzna, spotkanie z wizażystką, wymienialnia ubrań, kiermasz, decupage, scrapbooking i wiele innych aktywności. Arletta, uczestniczka projektu: Robimy tu wszystko, oprócz rzeczy zakazanych. Każda się uczy od każdej. Mamy superbabkowy zeszyt inspiracji, w którym zapisujemy, pomysły na to, co możemy robić z różnymi grupami.

Warsztaty w ramach projektu odbywały się przez dziewięć miesięcy raz w tygodniu, zawsze w czwartki od 17.30. Kończyły się bardzo różnie, czasem nawet o 21.00. Z miesiąca na miesiąc grupa się rozrastała, a praca nabierała tempa. Poczta pantoflowa działała bardzo skutecznie – przyciągała kolejne chętne.

 

Uczestniczki

 

Grupa składała się z trzech pokoleń: od nastolatek do seniorek. Na początku Ela i Ilona martwiły się, czy wszystkie nawzajem się zaakceptują i jak odnajdą się w grupie te najmłodsze. Szybko się okazało, że młode wnoszą świetną energię, radość i zwariowane pomysły.

Pamiętam, jak zrobiłyśmy wymianę ubrań. I te młode nabrały naszych ubrań, dziwiąc się, że nosiłyśmy kiedyś takie, jakie teraz są modne. Zrobiły nam pokaz mody, były na nas otwarte – wspomina Ela. Już na pierwszym spotkaniu ustaliły zasady. Jedną z nich było mówienie sobie na ty. Początkowo te młodsze nie mogły się przełamać, ale w końcu się udało. W grupie były matki przyprowadzone przez córki, córki przyprowadzone przez matki, babcie z wnuczkami, cały przekrój. Różnice w wieku, zainteresowaniach, wykształceniu, pochodzeniu nie stanowiły przeszkody.

Kasia mówi: Obie z mamą jesteśmy bibliotekarkami, chociaż mama jest już na emeryturze. Szukałyśmy miejsca, gdzie mogłybyśmy spotkać się z ludźmi, pobyć z nimi, a przy okazji coś robić, czegoś się nauczyć. Irena, mama Kasi, dodaje: Człowiek nie powinien zamykać się w czterech ścianach. Mąż na początku był niechętny temu, że tak co tydzień wychodzę. Myślał, że na emeryturze będę siedziała w domu. A to jest taka fajna przestrzeń ,można poczuć, że każda jest tutaj ważna i każda znajdzie tutaj coś dla siebie. Kasia: Między uczestniczkami wytworzyła się wspaniała więź międzypokoleniowa. Robią sobie zdjęcia w koszulkach projektowych na wakacjach, wrzucają na Facebooka, dbają o siebie nawzajem i projekt. To dla nich bardzo ważne.

Dziewczyny szanowały się, wspierały, dawały sobie przestrzeń, żeby się wygadać. Grupa była otwarta – wciąż przychodził ktoś nowy, ktoś inny odchodził. Za każdym razem nie było do końca wiadomo, ile będzie osób. Część grupy chciała spotykać się co tydzień, część mogła tylko co dwa. Ułożyły więc wszystko tak, żeby żeby każda chętna mogła przychodzić według swoich potrzeb. Z czasem zaczęły się również spotykać poza projektem, wspólnie szyły, wymieniały się ubraniami. W Solcu mieszkamod pięciu lat, ale nie znałam tu wielu ludzi. Kiedy więc zobaczyłam na Facebooku ogłoszenie o projekcie, postanowiłam przyjść. Trudno jest zmotywować się samej w domu, poza tym tutaj robimy też coś dla innych, organizujemy fajne, ciekawe akcje. W grupie jest inaczej – opowiada Magda.

Pomiędzy dziewczynami zaczęły się tworzyć bliskie relacje. Jesteśmy zakumplowane, możemy dzielić się swoimi sprawami, spotykamy się poza warsztatami. Pozwala to oderwać się od domu, posiedzieć i porozmawiać – mówi Asia.

Organizowały też cieszące się ogromną popularnością pikniki. Ilona opowiada: Raz zupełnie zapomniałam o pikniku, który miałyśmy wspólnie robić. W poniedziałek Asia do mnie dzwoni i przypomina, że to już w sobotę. A my nic nie mamy! W ciągu sześciu dni udało nam się zorganizować, zrobić stoisko i przeprowadzić warsztaty, żeby się pochwalić tym, co robimy.

Teresa dołączyła do grupy dopiero pod koniec projektu. Jest emerytowaną nauczycielką przedszkolną i właśnie na spotkaniu w przedszkolu dowiedziała się o grupie. Z początku była nastawiona sceptycznie, jednak potrzeba towarzystwa i wspólnego działania okazała się silniejsza. Już pierwsze spotkanie pozytywnie ją zaskoczyło – od razu poczuła się dobrze w grupie, która szybko ją zaakceptowała i na której pomoc mogła liczyć. Kiedy Ilona zaszła w ciążę, a Ela przeprowadziła się do Gdyni i potrzebna była druga animatorka, Teresa zgłosiła się bez wahania. Była pełna zaangażowania i chęci współpracy.

Ilona w czasie ciąży wspierała dziewczyny, nie mogła jednak we wszystkim uczestniczyć. Musiała zaufać grupie i oddać jej sporą odpowiedzialność. Dziewczyny świetnie sobie poradziły, poczuły siłę. O to w tym chodziło, to było najważniejsze. Na ogół wcześniejsze projekty mi się rozpadały, bo to był taki akcyjniak. Zrobić, statystki się zgadzają, wykonane i kończy się. Grupa nie czuła odpowiedzialności. A tutaj (…) na bieżąco się zmieniało, uczestniczki tworzyły ten harmonogram – mówi Ilona. Dodaje, że formuła programu SWA pozwala na elastyczne zmiany, dzięki czemu jest możliwość reagowania na rzeczywiste potrzeby w trakcie rozwoju projektu.

Miejsce

 

Hasło biblioteki „Jesteśmy dla ludzi“ okazało się trafne – dziewczyny czuły się tu naprawdę dobrze i swobodnie. Iwona Lichocka, dyrektorka biblioteki: My mamy szczęście do ludzi. Przychodzą do nas z pomysłami. Czują, że tutaj jest przyjaźnie i sympatycznie (…). Biblioteka w Solcu Kujawskim jest lokalnymcentrum kultury. To miejsce przyjazne mieszkańcom, które stara się swoją ofertą odpowiadać na ich potrzeby. Bezpłatnie udostępniamy przestrzeń ludziom, którzy mają pomysł i chcą działać. Według mnie Super Babki to kobiety z ogromnym potencjałem, widać, że chcą się dzielić tym, co potrafią. One non stop chciały robić coś nowego, poznawać, uczyć się. Wspieraliśmy projekt, dorzucając czasem materiały i inne rzeczy potrzebne do realizacji działań. Biblioteka pozyskuje środki na dodatkowe zajęcia, robimy wszystko, żeby działania społeczne były bezpłatne. Chcemy, żeby ludzie się u nas dobrze czuli.Również mieszkańcy Solca wspierali Super Babki – kiedy ogłosiły, że potrzebują włóczek, przynieśli całe mnóstwo.

 

Co dalej?

 

Grupa postanowiła kontynuować projekt. Zakładają stowarzyszenie, szukają środków na dalsze działania. Póki co dogadały się ze szkołą podstawową, że w zamian za udostępnienie sali, raz w tygodniu prowadzą w świetlicy uwielbiane przez dzieci warsztaty rękodzieła. Na potrzebne materiały zrzucają się po pięć złotych. W październiku robiły akcję „ocieplania Solca“ – dziergały na drutach szaliki i czapki. Mają wspólne cele, zeszyty inspiracji, dzielą się wiedzą, do grupy wciąż dołączają nowe osoby. Super Babki stały się w Solcu marką, ludzie śledzą je na Facebooku i wspierają ich działania.

Tekst: Alicja Szulc, Ula Engelmayer

Zdjęcia: Alicja Szulc